Zaczęło się niewinnie. Dostałam na urodziny książkę Hołowni.
Ok,
wszyscy znamy Hołownię z “Mam talent”, ewentualnie “Ludzi na
walizkach”. Ale czy ktoś z Was kiedyś przeczytał jakąś książkę jego
autorstwa? No dobra, ja też tylko jedną. Dlatego ucieszyłam się, gdy podczas urodzin zobaczyłam owinięty w kolorowy papier “Monopol na zbawienie”.
Ale czemu, do jasnej Anielki, monopol?! Jak pisze autor we wstępie:
“(...)
by podekscytować i na chwilę zająć uwagę tych, dla których życie to
gra, gdzie trzeba zdobywać punkty, być w stałym pędzie do mety. Aby
zbulwersować tych, których bulwersuje wszystko. Wreszcie - by zagrzać do
boju tych, którzy w tytule będą się doszukiwać śladów katolickiego
triumfalizmu. Monopol na zbawienie - czy to znaczy, że do nieba mają
szansę trafić tylko katolicy? Odpowiedź na jednym z pól.”
Książka
składa się z kilku części. Pierwsza z nich to “Przestrogi na drogę”,
czyli zbiór króciutkich tekstów luźno powiązanych z przykazaniami. Dalej
zaczyna się gra. Odpowiadamy na pytania, co zrobić w różnych
sytuacjach, np.
“Dowiedziałeś
się, że jeśli w dziewięć kolejnych pierwszych piątków miesiąca
przyjmiesz na mszy świętej Komunię, pójdziesz prosto do nieba.
A.
Jesteś zdruzgotany, masz na koncie trzy pierwsze piątki i jedną mszę w
sobotę rano, w piekle już czyszczą dla ciebie kociołek.
B.
Masz nadzieję - może w bramach nieba będzie kantor, gdzie da się na
dziewięć pierwszych piątków wymienić trzy - cztery święta nakazane i
bezmięsną Wigilię.
C. Jesteś zaskoczony, że w Kościele prowadzi się taką rachunkowość."
Za każdą z dobrych odpowiedzi można sobie przyznać jeden punkt.
Grając,
spotykamy też kilku fajnych świętych - tych znanych i tych mniej
znanych. Tak jak w grze komputerowej mamy różnego rodzaju “pomagaczy”
(“pomagierów”, jak mówi moja koleżanka), tak i w życiu warto mieć kilku
świętych “po swojej stronie”. Dla mnie najcenniejsze było poznanie
Magdusi - tej “rozśpiewanej, dziecinnej wariatki, która miała to
szczęście, że już inna nie będzie”.
Oczywiście, jak się pewnie domyślacie, gra to ściema, o żadne punkty tu nie chodzi. “U celu zwykle okazuje się, że była nim sama droga.” - pisze Hołownia w zakończeniu.
Każdy,
kto mnie dobrze zna, wie, jak bardzo lubię Hołownię. Jak bardzo cenię
jego rozsądek, empatię, zrozumienie dla ludzkich problemów, ale także
głęboką wiarę. Wszystko to odnalazłam w “Monopolu na zbawienie”. Dlatego
musiałam się tym podzielić i dlatego wszystkim zainteresowanym
chętnie pożyczę książkę (ale nie na długo)!