środa, 16 kwietnia 2014

Hazard w wersji katolickiej.

Zaczęło się niewinnie. Dostałam na urodziny książkę Hołowni.

Ok, wszyscy znamy Hołownię z “Mam talent”, ewentualnie “Ludzi na walizkach”. Ale czy ktoś z Was kiedyś przeczytał jakąś książkę jego autorstwa?  No dobra, ja też tylko jedną. Dlatego ucieszyłam się, gdy podczas urodzin zobaczyłam owinięty w kolorowy papier  “Monopol na zbawienie”.

Ale czemu, do jasnej Anielki, monopol?! Jak pisze autor we wstępie:
“(...) by podekscytować i na chwilę zająć uwagę tych, dla których życie to gra, gdzie trzeba zdobywać punkty, być w stałym pędzie do mety. Aby zbulwersować tych, których bulwersuje wszystko. Wreszcie - by zagrzać do boju tych, którzy w tytule będą się doszukiwać śladów katolickiego triumfalizmu. Monopol na zbawienie - czy to znaczy, że do nieba mają szansę trafić tylko katolicy? Odpowiedź na jednym z pól.”

Książka składa się z kilku części. Pierwsza z nich to “Przestrogi na drogę”, czyli zbiór króciutkich tekstów luźno powiązanych z przykazaniami. Dalej zaczyna się gra. Odpowiadamy na pytania, co zrobić w różnych sytuacjach, np.

“Dowiedziałeś się, że jeśli w dziewięć kolejnych pierwszych piątków miesiąca przyjmiesz na mszy świętej Komunię, pójdziesz prosto do nieba.
 A. Jesteś zdruzgotany, masz na koncie trzy pierwsze piątki i jedną mszę w sobotę rano, w piekle już czyszczą dla ciebie kociołek.
B. Masz nadzieję - może w bramach nieba będzie kantor, gdzie da się na dziewięć pierwszych piątków wymienić trzy - cztery święta nakazane i bezmięsną Wigilię.
C. Jesteś zaskoczony, że w Kościele prowadzi się taką rachunkowość."

Za każdą z dobrych odpowiedzi można sobie przyznać jeden punkt.

Grając, spotykamy też kilku fajnych świętych - tych znanych i tych mniej znanych. Tak jak w grze komputerowej mamy różnego rodzaju “pomagaczy” (“pomagierów”, jak mówi moja koleżanka), tak i w życiu warto mieć kilku świętych “po swojej stronie”. Dla mnie najcenniejsze było poznanie Magdusi - tej “rozśpiewanej, dziecinnej wariatki, która miała to szczęście, że już inna nie będzie”.

Oczywiście, jak się pewnie domyślacie, gra to ściema, o żadne punkty tu nie chodzi. “U celu zwykle okazuje się, że była nim sama droga.” - pisze Hołownia w zakończeniu.

Każdy, kto mnie dobrze zna, wie, jak bardzo lubię Hołownię. Jak bardzo cenię jego rozsądek, empatię, zrozumienie dla ludzkich problemów, ale także głęboką wiarę. Wszystko to odnalazłam w “Monopolu na zbawienie”. Dlatego musiałam się tym podzielić i dlatego wszystkim zainteresowanym chętnie pożyczę książkę (ale nie na długo)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz